Niezależny rosyjski portal Mediazona opublikował listę ponad 96 tysięcy osób, poszukiwanych przez rosyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Na liście są też Polacy, w tym Andrzej Pisalnik, dziennikarz i działacz społeczny znany z aktywności na terenie Białorusi.
Mediazona przestudiowała nazwiska wszystkich poszukiwanych przez rosyjskie MSW. Szczególne emocje budzą wrogowie polityczni. Na liście znajdują się politycy i samorządowcy państw Unii Europejskiej, opozycjoniści rosyjscy, białoruscy, Ukraińcy i ochotnicy walczący na froncie, a także wielu innych. Z naszego, tj. kresowego punktu widzenia, uwagę przykuwa jednak postać Andrzeja Pisalnika, polskiego działacza społecznego, członka Związku Polaków na Białorusi i redaktora naczelnego tygodnika Głos znad Niemna na uchodźstwie oraz portalu znadniemna.pl.
Klucz doboru a dorobek poszukiwanego
Lista jest dostępna na stronie rosyjskiego ministerstwa i nie precyzuje jakie konkretne występki przeciwko Federacji Rosyjskiej zadecydowały o tym, że państwo Władimira Putina ściga daną osobę. Z uwagi na klucz doboru postaci i aktywność poszukiwanych, można domniemywać że Andrzej Pisalnik zasłużył na ściganie za relacjonowanie zatrzymań i pobytu w więzieniu Polaków na Białorusi, w tym Andrzeja Poczobuta, odsiadującego wyrok 8 lat więzienia, Andżeliki Borys, prezeski ZPB zwolnionej po ponad dwóch latach z aresztu oraz innych działaczy polskiej mniejszości w tym kraju. Wpływ miał też zapewne całokształt działalności redaktora.
Andrzej Pisalnik za swoją pracę dziennikarską i aktywność w ZPB był wielokrotnie represjonowany. Ponad 3 lata temu został zmuszony przez reżim Łukaszenki do emigracji i od tej pory mieszka w Polsce wraz z żoną i dziećmi. Doceniony w naszym kraju, nagradzany zarówno za działalność społeczną, jak i dziennikarską.
Poszukiwani Polacy
Na Andrzeju Pisalniku nie kończy się lista poszukiwanych Polaków. Wg Mediazony trzech kolejnych Rosja poszukuje z uwagi na uczestnictwo w procesie usuwania sowieckich pomników z przestrzeni publicznej w Polsce, tj. prezydenta Wałbrzycha Romana Szełemeja, byłego wiceministra aktywów państwowych Karola Rabendę i szefa IPN Karola Nawrockiego.
Piąty Polak, Piotr Hofmański, jest prezesem Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Ta instytucja wydała za Władimirem Putinem list gończy, w związku z podejrzeniem popełnienia zbrodni wojennej – deportacji ukraińskich dzieci do Rosji.
Kto jeszcze?
Poszukiwani politycy i urzędnicy spoza Rzeczypospolitej to w większości odpowiedzialni za usuwanie sowieckich pomników, tu np. kilkudziesięciu deputowanych łotewskiego parlamentu, którzy głosowali za wypowiedzeniem umowy z Rosją ws. ochrony miejsc pamięci, minister kultury na Litwie i wielu innych. Uwagę przykuwa przede wszystkim Kaja Kallas, premier Estonii. Wg Dmitrija Pieskowa, rzecznika Kremla, figuruje na liście za wrogie działania wobec Rosji i bezczeszczenie pamięci historycznej. Pani premier wielokrotnie wypowiadała się ws. zbrodni rosyjskich i wzywała NATO do otwartej interwencji wobec tego państwa.
Logika (post)radzieckiego reżimu
Choć bez wątpienia rosyjskie MSW stworzyło listę osób po prostu nieprzychylnych wobec Rosji, to dlaczego ma to być Sprawa Wewnętrzna, skoro nie wydaje się by zagraniczni politycy i działacze otwarcie krytykujący reżim mieli się pojawić w tym kraju.
Portal rp.pl próbuje odpowiedzieć na to pytanie, szczególnie w oparciu o fakt, że większość poszukiwanych usuwało lub nawoływało do usuwania pomników radzieckich. Przytoczono słowa Siergieja Miedwiediewa, rosyjskiego działacza i politologa.
– W Rosji wszystko widzą „państwowo”. A pomniki przecież to sprawa społeczna i to społeczeństwo decyduje, czy je usuwać czy stawiać. (…) A tego nie mogą zrozumieć np. w rosyjskim ministerstwie spraw zagranicznych. Dlatego MSZ i (rzeczniczka resortu) Maria Zacharowa myślą, że wszystkie decyzje o usuwaniu pomników podejmowane są na poziomie NATO. Bo w Rosji to sprawa państwowej polityki – mówił cztery lata temu, przy opublikowaniu pierwszej fali rosyjskich listów gończych.
Kto zburzył pomniki sowietów?
Podobnym sposobem myślenia zaraziło się rosyjskie MSW i stworzyło listę wrogów, których policja państwowa nigdy nie złapie. Tymczasem w Unii Europejskiej, w krajach byłego bloku wschodniego sprawa pomników rosyjskich zdaje się być przesądzona. Ludzie usunęli radzieckich bohaterów ze swoich głów na długo przed tym jak te monumenty runęły na ziemię i tylko przez opieszałość możemy je wciąż znaleźć np. w naszym kraju. Urzędnicy zdają się być w tym kontekście zaledwie wykonawcami woli narodu. Natomiast w Rosji, gdzie komunikacja na linii państwo – naród odbywa się jednokierunkowo, najprawdopodobniej jeszcze tego nie pojęli.
Być może z czasem przekonają się, że Andrzej Pisalnik i reszta działaczy społecznych też nie wybierają się ani do Moskwy, ani do Petersburga. Działający na rzecz praw mniejszości i odważni swoją obywatelską postawą, aktywiści na Białorusi i w Rosji w metaforycznym ujęciu również burzą radzieckie pomniki, zmieniając rzeczywistość wokół siebie na bardziej ludzką. Tego ostatniego obecni Rosjanie z MSW obawiają się najbardziej.