Przywiani do Wietrznego Miasta

Autor:Emil Majchrzak

Drugie po Warszawie, Wietrzne Miasto, oraz… Duża Cebula. Tak nazywane bywa Chicago, trzecie co do wielkości miasto Stanów Zjednoczonych, oraz największe na świecie skupisko Polaków. Na początku 2022 roku, miałem okazję je odwiedzić i podążać nie tylko utartym turystycznym szlakiem, ale zagłębiać się w historię Polonii zamieszkującej to miasto. Zapraszam zatem na króciutką podróż za Ocean.

Skąd się wzięła nazwa Chicago

Obecne ziemie stanu Illinois zamieszkiwane były przez rdzennych mieszkańców amerykańskiego kontynentu, czyli Indian. To właśnie z ich narzecza wywodzi się nazwa miasta. Plemię Indian Miami określało te tereny jako shikaakua co można tłumaczyć jako „dzika cebula”. Faktycznie tereny te obfitowały w rosnącą naturalnie cebulę i czosnek, dawało to specyficzny zapach i tak już się przyjęło. Francuscy kolonizatorzy dopasowali tę nazwę fonetycznie do swojego języka i to samo stało się później z językiem angielskim. Stąd przydomek Duża Cebula, będący zabawnym nawiązaniem do Nowego Jorku nazywanego Wielkim Jabłkiem. A co z innymi pseudonimami? Drugie miasto po Warszawie, to rzecz jasna nawiązanie do ogromnej ilości Polaków je zamieszkujących (w aglomeracji Chicago żyje około 1,5 miliona osób pochodzenia polskiego), natomiast Wietrzne Miasto wcale nie musi kojarzyć się tylko i wyłącznie z wiejącymi wiatrami znad ogromnego jeziora Michigan. Co prawda już w drugiej połowie XIX wieku pojawiały się artykuły w których opisywano silne i mroźne wiatry, ale w tym samym czasie zrodziła się rywalizacja pomiędzy Cincinnati a Chicago dotycząca liderowaniu w handlu mięsem, oraz zmaganiami drużyn baseballowych Chicago White Sox z Cincinnati Red Stockings. Ostatni mit założycielski nazwy „Wietrzne Miasto” to organizowanie Powszechnej Wystawy Światowej z 1893. Chicago wygrało z wieloma innymi miastami, w tym z niezwykle dumnym Nowym Jorkiem, którego dziennikarze nie mogli przełknąć porażki związanej z brakiem organizacji imprezy i pogardliwie nazywali Chicago właśnie „Wietrznym Miastem”. Ale dosyć już o tej historii, przejdźmy do spraw związanych z Polonią i Polakami.

Polska emigracja

Pierwsi polscy emigranci zaczęli trafiać do Chicago już w latach ’60 XIX wieku. Najczęściej byli to ludzie prości, znający się na uprawie ziemi, rzemieślnicy i robotnicy fizyczni. Od początku skupiali się wokół organizacji religijnych, szybko zaczęły powstawać polskie parafie, a co za tym idzie, wokół nich zaczęli osiedlać się ludzie. W ten sposób powstały polskie dzielnice, w tym najbardziej znane Jackowo, które swą nazwę zawdzięcza parafii pw. św. Jacka. Przed I Wojną Światową w Chicago mieszkało około 350 tysięcy Polaków, czyli więcej niż w Warszawie! Polacy okazali się bardzo zaradni i przedsiębiorczy, zakładali własne biznesy, prowadzili swoją działalność. W dzielnicach takich jak Jackowo, można było się poczuć zupełnie jak w Polsce, wszędzie znajdowały się szyldy reklamowe z polskimi słowami, częściej było słychać nasz ojczysty język, niż angielski. Z opowieści słyszałem, że zdarzali się tacy ludzie, którzy po przyjeździe do USA nigdy nie nauczyli władać miejscowym językiem, a wszystko udawało załatwiać im się wewnątrz polskiej społeczności. Kwestią czasu było, aż Polacy zasiądą we władzach miejskich. Pierwszym któremu się to udało był Piotr Kiołbasa, który został posłem do parlamentu Illinois. W Chicago powstało bardzo dużo stowarzyszeń i organizacji, swoje siedziby miały tu władze centralne Kongresu Polonii Amerykańskiej (PAC), Związku Narodowego Polskiego (PNA), Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego (PRCU), Związku Polek w Ameryce (PWA), Związku Podhalan w Północnej Ameryce (PHAA), Polish American Youth (PAY) i wielu innych.

Atrakcje Chicago a polskie ślady

W Chicago spędzić mieliśmy kilka dni, więc był to czas, w którym można było ze spokojem zwiedzić największe atrakcje miasta, poznać trochę szalonego życia w Downtown i zasmakować w różnych potrawach kojarzących się z Windy City. Udało nam się odwiedzić Willis Tower (daw. Sears Tower), czyli 108 piętrowy budynek mający 442 metry wysokości i taras widokowy na ostatniej kondygnacji, z którego rozpościerają się niesamowite widoki na cztery strony świata. Na wielogodzinne zwiedzanie wybraliśmy się także do Shedd Aquarium gdzie zobaczyliśmy ryby i inne stworzenia morskie z najdalszych zakątków globu. Niezwykle ciekawe okazało się Muzeum Historii Naturalnej (Field Museum), posiadające przebogate zbiory antropologiczne, zoologiczne, paleontologiczne, archeologiczne i etnograficzne. Sama wizyta w Field Museum to praktycznie cały dzień zwiedzania! Równie bogate zbiory ze wszystkich epok posiada Muzeum Sztuki (Art Institute of Chicago). Jak więc widzicie, w Chicago naprawdę nudzić się nie można. A gdy tylko pojawi się słońce i dobra pogoda, śmiało można wyjść na zewnątrz i wybrać się na spacery po tętniących życiem Millenium Park (z najsłynniejszą współczesną rzeźbą Chicago, czyli Cloud Gate), lub Grant Park z piękną fontanną Buckingham. W samym Downtown ciekawą propozycją, na zwiedzanie architektury Chicago mogą być rejsy stateczkami z przewodnikiem. Jako miejsce na wypoczynek sprawdzić się może natomiast molo Navy Pier z atrakcjami dla najmłodszych, diabelskim młynem i ogródkami piwnymi dla tych starszych. Chicago to również bardzo sportowe miasto. Swoje spotkania grają tu Chicago Bulls w NBA, Chicago Blackhawks w NHL, wspomniani już Chicago White Socks i Chicago Cubs w MLB, Chicago Bears w NFL i Chicago Fire w MLS. Ciężko być w tym mieście i nie trafić na mecz którejkolwiek z drużyn, więc okazja aby udać się na wydarzenie sportowe z pewnością nastąpi. Wybór knajpek w których można konsumować specjały z samego serca Illinois przyprawia o zawrót głowy. Warto spróbować słynnej Pizzy Chicagowskiej (Chicago Deep Dish Pizza), której jeden kawałek jest tak sycący, że wystarcza na pół dnia, a za przekąskę na pewno może posłużyć Polish Sausage czyli hot-dog z… polską kiełbasą. W jak największym skrócie chciałem przedstawić atrakcję turystyczne Chicago wprost z przewodników, natomiast teraz chciałbym Państwa zabrać na podróż, odbiegającą od standardów, czyli po polskich śladach, których przez ostatnie ponad 150 lat, pojawiło się sporo…

Trójcowo

Pierwszym miejscem do którego udaliśmy się po przylocie z Polski była parafia pw. Świętej Trójcy, zwana popularnie Trójcowem, a właściwie „Polska Misja Duszpasterska w Chicago” prowadzona przez księży z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Jest to piękny ponad stuletni kościół, do którego po wejściu przez główne drzwi, od razu można poczuć się jak w Polsce. W kruchcie znajduje się wiele tablic pamiątkowych, poświęconych ważnym dla polskiej społeczności osobom i wydarzeniom. Uhonorowani są m.in. ks. proboszcz Kazimierz Sztuczko (budowniczy kościoła), żołnierze Polskich Sił Zbrojnych i Podziemia Niepodległościowego, znajduje się także lista darczyńców, którzy przyczynili się do powstania kościoła. Po wejściu do korpusu nawowego w oczy rzuca się od razu ołtarz z 1906 roku. W transepcie natomiast po lewej stronie znajdziemy ołtarz z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, a po prawej witraż z Matką Bożą Ostrobramską i Ostrą Bramą. My dotarliśmy do tej polskiej parafii na pół godziny przed mszą świętą. Był więc czas, żeby obejrzeć kościół dokładnie, a także wsłuchać się w próby scholii, prowadzonej przez polskie siostry zakonne. Nie trzeba dodawać, że śliczny polski śpiew, usłyszany ponad 7 tysięcy kilometrów od domu, radował serce… Po mszy można było udać się do podziemi Trójcowa, gdzie znajduje się kawiarenka. Widać że jest to ważne miejsce spotkań polskiej społeczności, gdyż czas spędzało tam naprawdę wiele osób. Wśród przyjemnego gwaru rozmów, zjeść można było przygotowane przez parafian polskie potrawy, jak choćby bigos, ale można było również napić się kawy i spróbować wypieków gospodyń. Po wizycie w Trójcowie, po raz kolejny znalazłem potwierdzenie wcześniejszych myśli, znajdujących się w mojej głowie po wizytach na Kresach, jak ważne jest to, aby tam gdzie są Polacy, działały polskie misje katolickie. To pozwala integrować społeczność, łączyć przeszłość z przyszłością, zachowywać ciąg kulturowy polskiej myśli. Przy parafii św. Trójcy działa wiele wspólnot, są grupy liturgiczne, oraz modlitewno-formacyjne, a wszystkie tworzą jedną wielką polską rodzinę.

Wnętrze kościoła pw. Świętej Trójcy

Honorowi patroni ulic

Wyruszając do Chicago byłem bardzo ciekaw, czy jakieś zasłużone polskie nazwiska znajdą odzwierciedlenie w nazewnictwie ulic. Wprawdzie zdawałem sobie sprawę, że w Chicago jak i innych amerykańskich miastach obowiązuje system numeryczny nazewnictwa ulic i przecznic, ustalanych rządowo na zielonych tabliczkach, jednak pamiętałem że Lech Kaczyński otrzymał honorowy patronat nad jedną z ulic Wietrznego Miasta, a odbyło się to już w grudniu 2010 roku. Gdy sięgnąłem głębiej do różnych źródeł, okazało się że jest więcej takich przypadków. W ten sposób natrafiłem na przykład na „Honorary Jan Karski Way” i „Honorary Irena Sendler Way” na brązowych tabliczkach. Są również nazwy odnoszące się do miasta a nie osoby, takie jak „Little Warsaw” i „Warsaw Chicago Sister Cities Way”. Natomiast jeden z fragmentów ulicy Milwaukee prowadzący do cmentarza św. Wojciecha nosi imię jeszcze jednej z ofiar katastrofy Smoleńskiej, a mianowicie Wojciecha Seweryna. Na tym cmentarzu stoi Pomnik Katyński, którego pomysłodawcą był właśnie Seweryn. Z czasów dawniejszych z pewnością należy wspomnieć o honorowych nazwach takich jak: Polska Dzielnica (w obrębie Jackowa), Alojzego Mazewskiego (byłego prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej) oraz Edwarda Dykli (prezesa Polskiego Zjednoczenia Rzymskokatolickiego), czyli czołowych postaci wśród Polonii z Chicago. Poza ulicami honorowymi w Chicago mamy także dwie oficjalne nazwy ulic, czyli Solidarności i Pułaskiego.

Pomniki i parada 3 maja

Nazwy ulic, to nie jedyne co można spotkać w przestrzeni miejskiej związanego z Polską. Zupełnym przypadkiem natrafiliśmy na pomniki dwóch bardzo znanych Polaków. Idąc spacerem z Shedd Aquarium do Adler Planetarium najpierw zatrzymaliśmy się przy pomniku Tadeusza Kościuszki, bohatera nie tylko naszej ojczyzny, ale również bardzo zasłużonej postaci dla rodzącego się w jego czasach państwa USA. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że pomnik Kościuszki został tu przeniesiony z Parku Humboldta, gdzie niegdyś odbywały się Polskie Parady z okazji Konstytucji 3 maja. Kilkaset metrów dalej, tuż przed planetarium, stoi pomnik naszego astronoma Mikołaja Kopernika. Jest to bardzo miłe, że w tak reprezentacyjnym miejscu, jakim niewątpliwie jest Solidarity Drive, biegnąca wprost do Jeziora Michigan ulica, można zauważyć statuy dwóch tak zasłużonych dla Polski osób. Wracając natomiast do parady z okazji 3 maja, czyli największego polonijnego wydarzenia w Chicago, które zrzesza dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy Polaków, dumnie maszerujących pod biało-czerwonymi flagami, to udało nam się nawiązać kontakt jeszcze przed wyjazdem do osoby, która przyczyniła się do jej przetrwania, gdy w latach ’90 nastąpił kryzys organizacyjny. Tą osobą był pan Adam Ocytko, były prezes Związku Klubów Polskich w Chicago i założyciel gazety Kurier Chicago, oraz Radia Polonii 2000. Z nim umówiliśmy się na spotkanie kolejnego dnia.

Pomnik Tadeusza Kościuszki

Wizyta w siedzibie Kuriera Chicago

Pan Adam podjechał po nas do Downtown swoim samochodem i zabrał do siedziby swojej gazety i radia. Znajduje się ona przy ulicy Belmont, gdzie z okien i witryn sklepowych, można po polsku wyczytać, kto jakie usługi oferuje. Bardzo podobał nam się ten widok, jednak pan Adam powiedział ze smutkiem, że to już nie te czasy, gdy takich polskich afiszów było tu kilka razy więcej. Struktura ludności tej dzielnicy się zmienia i Polaków przestaje być tu najwięcej. Gdy już dotarliśmy do siedziby Kuriera Chicago, mieliśmy okazję zaznajomić się z działalnością polonijnych mediów, dowiedzieć się jakie mają sukcesy, z jakimi borykają się kłopotami. Poznaliśmy także niezwykłe historie z życia pana Adama, choćby takie jak ta o tym, że załatwiał spotkanie z papieżem Janem Pawłem II pułkownikowi Kuklińskiemu! My natomiast opowiedzieliśmy o działalności naszego stowarzyszenia. Zarówno naszemu gospodarzowi jak i jednemu z jego pracowników, Andrzejowi Kogutowi, bardzo spodobał się profil działalności, jaki prowadzimy. Spontanicznie umówiliśmy się więc, że postaram się opowiedzieć to na żywo. W ten sposób powstał materiał wideo pt. „Goście z Polski Stowarzyszenie Odra-Niemen”, który można zobaczyć w serwisie YouTube na kanale Radio Polonii 2000. Po nagraniu wróciliśmy do rozmów zakulisowych, a były to klasyczne nocne Polaków rozmowy. Bardzo ucieszyło nas to spotkanie, oraz fakt, że poznaliśmy tak zasłużoną dla polskiej społeczności postać. Była to żywa lekcja patriotyzmu, bezkompromisowego antykomunizmu i miłości do Boga i kraju. Umówiliśmy się też, że nazajutrz pan Adam zabierze nas do Muzeum Polskiego w Ameryce, oraz na polskie cmentarze w Niles pod Chicago. Było trzeba niestety się pożegnać, przerwać fascynujące dyskusje i odłożyć je do kolejnego spotkania.

Cmentarze St. Adalbert i Maryhill

Podobnie jak przy okazji poprzedniego spotkania, tak i tym razem Pan Adam przyjechał po nas swoim autem i ruszyliśmy na północ drogą prowadzącą do Milawukee, czyli miasta leżącego w innym stanie (Wisconsin). Po przejechaniu około 20 mil, dotarliśmy na miejsce, a więc na St Adalbert Catholic Cemetery & Mausoleums (Cmentarz św. Wojciecha). To właśnie na nim ulokowany został wcześniej wspomniany Pomnik Katyński projektu śp. Wojciecha Seweryna. Pomysł na jego wykonanie zapadł w 2000 roku, a do jego odsłonięcia doszło w 2009 r. Przedstawia on w centralnym punkcie Matkę Boską w motywie Piety, trzymającą ciało zamordowanego w Katyniu polskiego oficera, z przestrzeloną głową. Efekt jaki wywołuje, jest niesamowity, ciarki przebiegają po całym ciele, z racji na realizm tej sytuacji i pamięć o zabitych w 1940 roku. Przed pomnikiem ustawiono kilka tablic informacyjnych, o fundatorach, pomysłodawcach, czy wykonawcach postumentu. Jest to bardzo udana forma upamiętnienia męczeńskich ofiar, które zostały eksterminowane przez Sowietów. Pomnik ten, to nie tylko miejsce, gdzie można składać kwiaty i znicze, to przede wszystkim lekcja historii, z której mogą korzystać najmłodsze pokolenia Polaków mieszkających w USA. Gdy skończyliśmy wizytę na tym cmentarzu, przenieśliśmy się na kolejny, położony 3 mile na północ. Dotarliśmy w ten sposób do Maryhill Catholic Cemetery. Znajduje się tutaj Pomnik Polskiego Żołnierza i kwatera kombatancka, którą wybrali sami weterani. Warto zaznaczyć, że spoczywa na niej Feliks Konarski ps. „Ref-Ren”, twórca pieśni „Czerwone Maki na Monte Cassino”. Po odwiedzeniu miejsca jego spoczynku, gdy przechadzałem się pomiędzy innymi płytami nagrobnymi wmurowanymi w ziemię, bardzo często trafiałem na typowo kresowe nazwiska, bądź nazwy miejscowości. Tu i ówdzie rzuciło się w oczy województwo wileńskie, tam nowogródzkie, napis „Sybirak” lub „Monte Cassino”, gdzie indziej Tobruk, Breda… Pojawiały się wtedy myśli o tym, jakim hartem ducha wykazywali się podczas II Wojny Światowej polscy żołnierze. Ile krwi przelaliśmy jako naród, za wolność innych narodów. Ilu naszych obywateli nie wyobrażało sobie powrotu do zniewolonego komunistycznego kraju i wybrało tułacze życie do końca swoich dni. Z dala od ukochanej ojczyzny, od rodzinnych stron… Jednak wszyscy oni starali się tworzyć małą ojczyznę w społecznościach, w których funkcjonowali. A o tym, że im się udało niech świadczy fakt, ile polskich młodzieżowych organizacji szkolnych i harcerskich w Chicago, bierze co roku udział w obchodach Dnia Pamięci Narodowej. Przystrajają wtedy groby bohaterów małymi polskimi i amerykańskimi flagami, co w piękny sposób pokazuje dumę z pochodzenia i pamięć o przodkach. Nasuwa się prosta konkluzja, że cmentarze nie są tylko dla zmarłych, ale też dla żywych, bo pozwalają im zachować swoją tożsamość narodową i dumę z niej.

Nagrobek Feliksa Konarskiego ps. „Ref-Ren”

Muzeum Polskie w Ameryce

Ostatnim brakującym elementem, którego nigdy nie mogliśmy zgrać czasowo, było odwiedzenie Muzeum Polskiego w Ameryce. Udało się nam to dopiero… w dniu wyjazdu. Ulokowane ono jest w Polskim Śródmieściu, w budynku należącym do Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego w Ameryce. ZPRKA to najstarsza polska organizacja bratniej pomocy w Ameryce, a miejsce pod muzeum udostępniła już w 1935 r. Podczas zwiedzania towarzyszył nam oczywiście nieodzowny pan Adam Ocytko, który zapoznał nas z panią Małgorzatą Kot, pełniącą funkcję Dyrektora Muzeum. Po kilku słowach zapoznawczych pani Małgosia zaproponowała nam zwiedzanie wystawy z przewodnikiem, który zna wszystkie eksponaty i ich historię jak własną kieszeń. Tą osobą była pani Barbara Kożuchowska, niezwykle energiczna i uśmiechnięta kobieta, która z werwą zabrała się za oprowadzanie nas. Niestety gonił nas czas i mieliśmy tylko dwie godziny na ekspresowe zwiedzanie, więc udało nam się ledwie liznąć wiedzy o zbiorach się tu znajdujących. Ogromną część muzealnych eksponatów stanowią pamiątki po Wystawie Światowej z 1939 r., odbywającej się w Nowym Jorku. Gdy wybuchła wojna, nie mogły one wrócić do kraju i zostały w USA już na zawsze. Na szczęście wiele z nich uratowanych zostało właśnie przez muzealników i do dziś można je oglądać. Są wśród nich rękodzieła sztuki ludowej m.in. Hucułów, czy Górali. W kolekcji jest wiele obrazów i szkiców polskich artystów, ale także pamiątki wojskowe, takie jak mundury i uzbrojenie z różnych lat. Są też artefakty związane z Kazimierzem Pułaskim i Tadeuszem Kościuszko, a więc bohaterami obu naszych narodów. Nad wszystkim góruje jednak witraż Mieczysława Jurgielewicza, będący ozdobą polskiego pawilonu Wystawy Światowej, pt. „Symbol Polski odrodzonej”. Imponuje on swoim rozmiarem i intryguje tematyką. W centralnej części stoi kobieca postać będąca alegorią Polski trwającej 21 lat po odzyskaniu niepodległości, trzymająca miecz i snop zboża. Po bokach można dostrzec symbole ważniejszych polskich miast, a także pracę, jaką wykonali obywatele Polscy, aby ich ojczyzna została odbudowana po latach zaborów. Eksponatów jest tak wiele, że nie sposób skupić się nad jedną rzeczą, bo za chwilę intryguje kolejna. Są gabloty upamiętniające polskie życie kulturalne, ale też te poświęcone polskim ludziom pracy, zrzeszającym się w różnego rodzaju stowarzyszenia. Podziwiać można zbiór polskich wydawnictw emigracyjnych, historię polskiej społeczności na przestrzeni lat a gdy przeniesiemy się do kolejnej Sali, serię plakatów z międzywojnia. Zwieńczeniem zwiedzania jest wejście do osobnej sali w całości poświęconej Ignacemu Janowi Paderewskiemu, jednemu z ojców naszej niepodległości. Jest w niej odwzorowany gabinet Mistrza, zgromadzone są po nim pamiątki, rzeczy osobiste, fotografie na których jest z najważniejszymi ludźmi ówczesnych czasów. Jak na dłoni widać, jak niezwykłą był on postacią i ile jego miłość do ojczyzny dała wymiernych efektów. Niestety czas do odlatującego do Polski samolotu nieubłaganie nas gonił, a musieliśmy jeszcze odwiedzić Bibliotekę Polską mieszczącą się w tym samym budynku!

Biblioteka Polska w Chicago

Do biblioteki Polskiej wpadliśmy na ostatnią chwilę. Chcieliśmy nawiązać bezpośredni kontakt z jej pracownikami i przekazać do zbiorów kilka numerów naszego kwartalnika „Ponad Granicami”. Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, rozgadaliśmy się tak, że nie wiedzieć jak minęło prawie pół godziny! Dowiedzieliśmy się, jak ma się czytelnictwo wśród Polaków z Chicago, którzy autorzy cieszą się największym powodzeniem i opowiedzieliśmy o naszych działaniach. Na sam koniec ustawiliśmy się więc do pamiątkowej fotografii i na ręce pani Iwony Bożek przekazaliśmy czasopisma. Mamy nadzieję, że udanie wzbogaciły kolekcję biblioteczną oraz że numer w którym opisana jest nasza przygoda w Chicago, dotarł już za Ocean. W ten sposób zakończyła się nasza podróż do Wietrznego Miasta. Był to czas niezwykle miło spędzony, poznaliśmy wielu wspaniałych rodaków, w których sercach płynie biało-czerwona krew. Otrzymaliśmy prawdziwą lekcję patriotyzmu i nie mówimy na koniec żegnajcie, lecz może do zobaczenia? Miejmy nadzieję, że kiedyś znów nas przywieje do Chicago…

Kwartalniki trafiły do Biblioteki Polskiej

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Skip to content