Z Rogalina do Brazylii: polski konkwistador i banita

Autor:Piotr Ewertowski

Wszystko zaczęło się od krwawej zemsty i wyroku banicji. Potem wplątał się w międzynarodowy spisek. Krzysztof Arciszewski zapewne nie planował podróży na inny kontynent, ale tam pokierowało go życie. Jego awanturnicze poczynania doprowadziły go w końcu do walk w dżungli i dowództwa w kolonialnej Brazylii.

Krzysztof Arciszewski - polski podróżnik i dowódca w Brazylii. Źródło: Domena Publiczna, edit: AI
Krzysztof Arciszewski – polski podróżnik i dowódca w Brazylii. Źródło: Domena Publiczna, edit: AI

Urodzony w 1592 roku w Rogalinie, niedaleko Poznania, Krzysztof Arciszewski wyrastał w rodzinie należącej do Braci Polskich – radykalnego odłamu protestanckiej reformacji. W wyniku działań przebiegłego prawnika Kacpra Brzeżnickiego, notabene również arianina, majątek Arciszewskich niemal całkowicie przepadł. Wraz z braćmi postanowił wymierzyć „sprawiedliwość” na własną rękę. W kwietniu 1623 roku Brzeżnicki został brutalnie zamordowany, a Arciszewski wraz z braćmi skazany na wieczystą banicję i infamię. Pozwolę sobie darować szczególny tej zbrodni, która została wykonana z wyjątkowym okrucieństwem. Najważniejsze dla nas bowiem w jego życiorysie jest to, co nastąpiło potem.

Wygnany po raz drugi

Krzysztof Arciszewski po wygnaniu trafił do Niderlandów. Dzięki wsparciu księcia Krzysztofa Radziwiłła studiował na Uniwersytecie w Lejdzie. Tam też, a przynajmniej tak się chwali w liście do swojego protektora, jako pierwszy Polak nurkował w Morzu Północnym. Miał poruszać się pod wodą przez kilka godzin. Jego doświadczenia pokazują, że był człowiekiem ciekawym świata — i gotowym ryzykować.

Wkrótce okazało się, że Krzysztof może jednak powrócić do Polski. Arciszewscy i Brzeźniccy doszli bowiem do porozumienia. Poszukiwacz przygód z Rogalina nie usiedział długo w Polsce. Został wysłany przez księcia Radziwiłła na misję do Francji. Negocjował tam między innymi przekazanie tronu polskiego księciu Orleanu po śmierci króla Zygmunta III Wazy. Polski monarcha, dowiedziawszy się o tych knowaniach i zaangażowaniu w nie Arciszewskiego, wygnał nieszczęsnego Wielkopolanina z kraju. Po raz kolejny Krzysztof stał się banitą.

Niemożność powrotu do ojczyzny sprawiła, że zaangażował się w następne działania za granicą. Nie marnował czasu. Wziął udział w zdobywaniu hugenockiego ośrodka La Rochelle u boku kardynała Richelieu.

Sukcesy w Brazylii

Arciszewski wstąpił do Holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej. Początkowo zniechęcony perspektywą wyprawy za ocean, szybko odnalazł się w nowej roli. Charles Boxer już ponad pół wieku temu w swojej książce poświęconej holenderskiej Brazylii pisał o nim że był to „człowiek o wyjątkowej inteligencji, odwadze i inicjatywie”. Nic zatem dziwnego, że na służbie u Holendrów zaszedł wysoko. I nie wszystkim podobał się jego sposób działania.

Krzysztof Arciszewski – staloryt Antoniego Oleszczyńskiego (1832), Źródło: Biblioteka Narodowa/Domena Publiczna, via Wikimedia Commons
Krzysztof Arciszewski – staloryt Antoniego Oleszczyńskiego (1832). Źródło: Biblioteka Narodowa/Domena Publiczna, via Wikimedia Commons

W 1630 roku wylądował w Pernambuco, biorąc udział w holenderskiej kampanii przeciw Portugalczykom. Zaproponował skuteczny plan zdobycia Olindy od strony lądu, za co awansowano go do stopnia majora. W kwietniu 1631 roku zainicjował budowę fortu Oranje na wyspie Itamaracá, co miało strategiczne znaczenie dla umocnienia pozycji Holendrów. Arciszewski dowodził garnizonem i artylerią w tej placówce, z powodzeniem utwierdzając siłę Holandii w tym regionie Brazylii.

Drugi pobyt w Brazylii

W 1633 roku wrócił do Holandii, ale doceniono jego pracę i zasługi. Mianowano go pułkownikiem, a wkrótce ponownie został wysłany do Ameryki Południowej już jako naczelny dowódca sił lądowych. Funkcji tej wkrótce się zrzekł na rzecz Sigismunda von Schkoppego wybranego niezależnie przez lokalne władze. Został jego zastępcą.

W tym czasie zdobył twierdzę Arrayal po prawie trzymiesięcznym oblężeniu. Podziwiając wytrwałość obrońców, miał ich po przejęciu twierdzy przywitać z wojskowymi honorami. Uczestniczył również w podboju Porto Calvo. Oba te sukcesy przyczyniły się do ugruntowania holenderskiej obecności militarnej w Brazylii. Arciszewski wykazywał dużą elastyczność w działaniach taktycznych, potrafił łączyć europejskie formy wojskowości z lokalną specyfiką tropikalnych terenów. Do swoich oddziałów brał również Indian, którzy znali dobrze miejscowe warunki.

W 1636 roku wydarzyły się dwie istotne dla przyszłości Arciszewskiego rzeczy – gubernatorem holenderskiej Brazylii został Johan Maurits van Nassau-Siegen, a z Polski przyszedł do Arciszewskiego list od króla Władysława IV, który wzywał go do powrotu do ojczyzny i służby na jej rzecz.

Polski badacz i kanibale

Wkład Arciszewskiego w podbój Brazylii sprawiał, że Holendrom nie podobała się jego rezygnacja i wyjazd do Polski. Początkowo jednak był w swojej decyzji nieugięty. W mięczasie młoda holenderska kolonia zarządzana przez Johana Mauritsa doświadczała militarnych porażek. Po raz kolejny więc zwrócono się do Polaka, któremu tak wiele zawdzięczano.

W 1639 roku na czele ośmiu okrętów Arciszewski wylądował w Brazylii trzeci i ostatni raz. Ta wizyta nie trwała długo. Już wcześniej Johan Maurits wykazywał pewne niezadowolenie z metod Polaka, co wywoływało konflikty. Boxer sugerował nawet, że Holender mógł być po prostu zazdrosny z powodu dokonań Arciszewskiego. Po jego powrocie do Ameryki Południowej wspomniane konflikty nie zniknęły. Co więcej, uniemożliwiały współpracę. Dlatego polski podróżnik na zawsze opuścił Brazylię, by oddać się służbie na rzecz ojczyzny.

W czasie swojego pobytu w Ameryce Południowej Arciszewski prowadził także obserwacje kulturowe i etnograficzne. Interesował się życiem codziennym i zwyczajami miejscowej ludności, a swoje obserwacje spisywał i przesyłał do Europy. Jego korespondencja z Gerritem Janszoon Vosem zawierała dość unikatowe opisy rytuałów, sposobu życia i obyczajów Indian Tapuya, o których wiadomo niewiele. Najbardziej znany jest chyba opis ich rytualnego kanibalizmu. Po śmierci członka społeczności Tapuya obmyto jego ciało dokładnie i posiekano, po czym bliscy zmarłego zjedli go niemal w całości, spalając to, czego skonsumować się nie dało. Niestety, oryginał jego zapisków z Brazylii się nie zachował. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, na ile Vos precyzyjnie cytuje jego słowa.

W wiosce Tapuya, Źródło: Domena Publiczna, via Wikimedia Commons

Holendrzy doceniali zasługi Polaka – na jego cześć wybito specjalny medal, miano też postawić mu pomnik w Brazylii. Po powrocie do Polski zaznaczył mocno swoją obecność podczas ważnych wydarzeń w historii naszego kraju, ale to już inna opowieść.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Skip to content