W ostatnich dekadach zaborów tysiące polskich chłopów trafiło na brazylijską ziemię. Czy wspomniane osadnictwo w popularnym dziś „kraju kawy” rokowało powstaniem Nowej Polski? Jak do tych publicystycznych wizji odnosił się późniejszy architekt odrodzonej Rzeczpospolitej? O wyprawie i wnioskach Romana Dmowskiego z podróży do Brazylii w kilku odsłonach.
Wiek XIX to wykuwanie się społeczeństwa masowego, a wraz z nim ruchów emigracyjnych o nieznanej dotąd skali bądź kierunkach podróży. Wolne od tego procesu nie były również znajdujące się pod zaborami ziemie polskie.
Wielkie rejsy emigracji polskiej
Choćby z pobieżnej znajomości dziejów ojczystych w XIX stuleciu przypominamy sobie od razu tzw. Wielką Emigrację, a więc falę wyjazdów Polaków do krajów zachodnich po powstaniu listopadowym. Po latach przydomek wielka odnosi się mniej do jej masowego charakteru, którego wymiar obecnie jest względny, a bardziej do profilu i znaczenia historycznego tego wychodźstwa. Wyjeżdżali bowiem głównie uczestnicy walk powstańczych reprezentujący zarazem świadome, wyższe warstwy społeczeństwa.
Druga połowa XIX wieku to z kolei znaczący wzrost emigracji ekonomicznej, która w przeludnionych, słabo zurbanizowanych i biednych regionach przyjmowała masową skalę. Sygnalizując jedynie ten niezwykle obszerny i złożony temat, należy wspomnieć, że do „tradycyjnych” kierunków polskiej emigracji, tj. innych krajów europejskich (głównie zachodnich) dołączyły nowe kierunki – „zaoceaniczne”. Polacy, oprócz choćby Niemców, Włochów czy Irlandczyków przeprawiali się masowo przez Ocean Atlantycki do Stanów Zjednoczonych, w mniejszym stopniu do Kanady. Skala zjawiska spowodowała, że ludność polska w znaczącej ilości dotarła również i organizowała swoje życia w… Brazylii.
Podróże Romana Dmowskiego
Wzmożony ruch emigracyjny stymulował zarazem podróże tych, którzy w organizowaniu rejsów wychodźców upatrzyli swój biznes. Niekiedy do nowych krain wybierały się także osoby obserwujące nowe zjawisko i opisujące różne odcienie emigracji. Robiły to w celach poznawczych, publicystycznych czy naukowych. W ślad za rodakami wyruszył również obserwator szczególny – polityk, który po dekadach działalności, odwiedziwszy przy okazji kilka kontynentów, „zaniósł” finalnie sprawę polską na konferencję pokojową w Paryża oraz złożył w imieniu odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej podpis na traktacie wersalskim. Polityk i dyplomata, który uznawany jest za jej architekta. Roman Dmowski, bo o nim mowa, stał się swego czasu bliskim obserwatorem polskich emigrantów w Brazylii, z czego zostawił ciekawe świadectwo. Skąd jego obecność na południowej półkuli?
Wśród szeregu okoliczności zdaje się, że można wskazać kilka szczególnych: podróże, wrodzona wnikliwość i idea wszechpolska. To najprostsze odpowiedzi. Roman Dmowski w czasie swojej długiej aktywności politycznej i społecznej odbył wiele podróży, które formowały go jako publicystę, obserwatora, pisarza politycznego, polityka, a wreszcie męża stanu. Operowanie wieloma językami oraz wyjazdy poznawcze i motywowane politycznie do licznych krajów europejskich, w tym Francji, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Niemiec, Belgii, a także do Ameryki czy Japonii dały solidne wyobrażenie o życiu współczesnych społeczeństw oraz wiedzę o stosunkach międzypaństwowych i realiach światowej polityki. Znajomość faktów i zdobyte doświadczenie przygotowywały go niejako do przyszłej roli reprezentowania Polski i jej niepodległościowych aspiracji na arenie międzynarodowej.
Na wspomnianym szlaku trafił Roman Dmowski również do Brazylii. Był to przełom wieku XIX i XX, kiedy wraz ze współpracownikami (Janem Ludwikiem Popławskim, Zygmuntem Balickim, Teofilem Waligórskim i innymi) tworzył i upowszechniał ideę wszechpolską. Promowała ona łączność narodową Polaków ponad granicami zaborczymi i podziałem dzielnicowym, ale starała się również wzbudzić zainteresowanie obecnością Polonii w różnych zakątkach globu. W przeświadczeniu wspomnianych liderów Narodowej Demokracji tylko dobre rozpoznanie wszystkich istotnych spraw na widnokręgu polityki narodowej miało gwarantować jej powodzenie. Masowość wychodźstwa powodowała, że nie można było pominąć tego tematu w diagnozie życia narodu, a co ważniejsze w próbie kształtowania jego bytu i kierowania rozwojem. Oprócz co najmniej kilku bardziej bieżących kontekstów, z nadzieją wsparcia tej misji wyjeżdżał zapewne redaktor „Przeglądu Wszechpolskiego” przyjrzeć się polskim koloniom w Ameryce Południowej. (c.d.n.)