„Rojsty – błotniste zarośla, trzęsawisko, zwane także mszar, mszaryna, omszaryna – to obraz obszarów pierwotnego krajobrazu wielu okolic Ziem Wschodnich, nieodłącznie związany z pojęciem grobelki, kładki, błota, torfu, topieli – głuszca, pardwy, łosia – jednem słowem – opisu egzotycznych dla człowieka zachodu wypraw łowieckich.
To obraz ziem nietkniętych przemyślnością człowieka kultury materjalnej w jego walce zwycięskiej z przyrodą – człowieka, niosącego niwelator, łopatę i plan osuszenia, aby uczynić rolnicze podstawy krajowego bilansu gospodarczego, marnującemi się odwiecznie nieużytkami. […]
Już wiemy, co ten obraz nam nasuwa – to przecież nasze Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej, Wileńszczyzna, czy Polesie, dawne ziemie zespolonego z Koroną Wielkiego Księstwa Litewskiego, zaledwie jeszcze dotknięte postępem XX wieku, broniące swej niezawisłości duchowej przed niwelującym wpływem innego obyczaju i kultury”.
Ludwik Chomiński ze wstępu do „Buntu rojstów” Józefa Mackiewicza, Warszawa 1990, s. XI
Józef Mackiewicz to pisarz z pewnością szeroko znany w wąskich kręgach. Z jednej strony nie ma dwudziestowiecznego polskiego twórcy literatury, może oprócz Witolda Gombrowicza i Zbigniewa Herberta, na temat którego powstałoby tyle różnorodnych opracowań, z drugiej zaś strony nawet osoby oczytane będą miały trudność ze skojarzeniem tej postaci, ponieważ w PRL znajdowała się ona na indeksie cenzury i nie można było publikować jej powieści, o tekstach publicystycznych nie wspominając. Poznawania dorobku tego kresowego pisarza nie ułatwiają także współczesne podstawy programowe nauczania języka polskiego, do których całkiem niedawno wprowadzono fragmenty „Drogi donikąd”, ale jedynie jako uzupełnienie, które nauczyciel może polecić swoim uczniom.
Trudno się więc dziwić, że Mackiewicz jest wciąż w Polsce prozaikiem dla koneserów. Podziwiany w środowiskach ideowej prawicy za bezkompromisowy antykomunizm i pisanie w kontrze do politycznej poprawności. Świadek zbrodniczej działalności dwóch totalitaryzmów – nazistowskiego i sowieckiego, które skrupulatnie sportretował m.in. w reportażu „Ponary – »Baza«” i książce „Katyń. Zbrodnia bez sądu i kary”, ale uważany również przez osoby mu niechętne za zdrajcę i niemieckiego kolaboranta z czasów II wojny światowej. Nie będziemy tu roztrząsać i analizować wszystkich epizodów z życiorysu pisarza, bo o nich można przeczytać w monumentalnych biografiach „Ptasznik z Wilna” Włodzimierza Boleckiego i „Pisarz dla dorosłych” Grzegorza Eberhardta. Dla nas młodszy brat Stanisława Cata-Mackiewicza będzie interesujący przede wszystkim jako kresowy mistrz pióra, urodzony i wychowywany w Petersburgu, ale wchodzący w dorosłość w Wilnie. Rozumiejący potrzeby i troski mieszkańców północno-wschodnich rubieży międzywojennej Polski.
Autor „Drogi donikąd” był zwolennikiem koncepcji Rzeczypospolitej wielonarodowej i wielokulturowej, w której jest miejsce w takim samym stopniu dla etnicznych Polaków, co Litwinów, Rusinów, Niemców, Tatarów i Żydów. Według niego najbardziej palącym problemem politycznym w Europie Wschodniej w XX w. stał się rozwój nacjonalizmów uniemożliwiający jakąkolwiek formę porozumienia i współdziałania ludności tego obszaru przeciw olbrzymiemu zagrożeniu jakie niósł ze sobą komunizm w wydaniu bolszewickim. Mackiewicz manifestował swój światopogląd, wpisując do paszportu w rubryce narodowość: „Antykomunista”, wskazując jednocześnie na internacjonalizm jako skuteczną formę przeciwstawienia się „czerwonej zarazie”. Należy tu podkreślić, iż pisarz ze względu na ostrość wyrażanych poglądów i śmiałość stawianych tez nie znajdywał zbyt wielu sojuszników w życiu publicznym II Rzeczypospolitej, ale i też nie zależało mu na budowaniu żadnego stronnictwa politycznego.
Przed wojną jego bezkompromisowa postawa najbardziej uwidoczniła się w serii reportaży dokumentujących życie ludności północno-wschodniej Polski, które w 1938 r. zostały wydane w formie zwartej publikacji pt. „Bunt rojstów”. Obraz Kresów jaki się z niej wyłania daleki jest od naszych sielankowych współczesnych wyobrażeń, a niektórzy krytycy literaccy uważają wręcz, że Mackiewicz oskarża w nich wprost administrację państwa polskiego o niezrozumienie mieszkańców tych ziem, nadużywanie władzy i chaos prawny wynikający z mnożenia bezsensownych przepisów.
W jednym z reportaży znajdziemy relację dotyczącą głośniej w dwudziestoleciu sprawy buntu rybaków znad Narocza, którym zarzucano komunistyczną dywersję, ponieważ ośmielali się przeciwstawić upaństwowieniu jeziora, stanowiącego od okresu zaborów niepisaną własność lokalnej społeczności. W innym miejscu Mackiewicz pisze o utrudnieniach komunikacyjnych na Polesiu. W jego mniemaniu niedostateczne środki przeznaczone przez rząd w Warszawie na rozbudowę sieci szos w północno-wschodniej Polsce wpływały na alienację tych terenów od reszty II Rzeczypospolitej. Sam przemierzając je wzdłuż i wszerz na różne sposoby, zwraca uwagę, że są punkty na mapie, do których można dotrzeć po wielu godzinach jedynie drogą wodną. W Drui na rzece Dźwinie planowano wybudowanie portu i „drugą Gdynię”. Z nimi zaś wiązały się widoki na rozwój całego zacofanego gospodarczo obszaru. Szumne zapowiedzi zakończyły się jednak spektakularną klapą i uchwaleniem w 1937 r. rozporządzenia o strefie nadgranicznej, które wprowadzało system przepustek i kontroli skutecznie blokujący większe inwestycje i utrudniający wymianę handlową.
Ciekawa w kontekście odrębności Polesia od reszty kraju może być opowieść o powracającym do Dawidgródka rekrucie, który odbył obowiązkową dwuletnią służbę wojskową w 18. Pułku Ułanów w Grudziądzu i postrzega siebie jak herosa, ponieważ dane mu było zobaczyć niedostępny dla innych bajkowy świat z murowanymi domami, utwardzonymi drogami i elektrycznym oświetleniem. Armia, jak stara się nam to przedstawić autor, była szansą na lepszą integrację Poleszuków z resztą kraju i bywało, że jednocześnie stanowiła dla nich szansę na awans społeczny lub dawała podstawę do wdrożenia zaobserwowanych rozwiązań cywilizacyjnych w swoim gospodarstwie.
Ostatnim ważnym tematem podjętym przez Józefa Mackiewicza w „Buncie rojstów”, umykającym dziś wielu badaczom, jest rozkwit na terenie północno-wschodnich województw przedwojennej Polski protestanckich ruchów religijnych. Przyczyn tego zjawiska autor doszukiwał się w kryzysie zaufania zarówno do Kościoła rzymskokatolickiego, jak i prawosławnej Cerkwi. Zinstytucjonalizowana religijność na tych ziemiach kojarzyła się bowiem od dawna z brutalnym przymusem – najpierw pod zaborem rosyjskim trzeba było kłaniać się carowi i prawosławnemu duchowieństwu, później po odrodzeniu państwa polskiego wskazywano na katolicyzm jako wyznacznik polskości i namawiano tutejszą ludność na konwersję. W takich okolicznościach różne sekty i charyzmatyczne grupy religijne zyskiwały na autentyczności. Pomimo tego, że wędrowni kaznodzieje tych organizacji oskarżani byli często o związki z niemieckimi siatkami szpiegowskimi, to sam pisarz dostrzegał w zwykłych białoruskich chłopach, którzy ulegali protestanckim ewangelizatorom, szlachetne motywacje polegające na poszukiwaniu wartości metafizycznych w życiu. Wreszcie nie bez satysfakcji odnotowywał, iż: „Ulotki sekciarskie, broszury o treści religijnej wypierają coraz wyraźniej bibułę komunistyczną”.
Mimo wielu gorzkich ocen dotyczących II Rzeczypospolitej zbiór reportaży Józefa Mackiewicza jest fascynującą lekturą. Otrzymujemy obraz surowy, bez retuszu. A jego autor nie idzie na żadne kompromisy i pisząc nie zastanawia się, czy jest to aby poprawne politycznie i spodoba się rządzącym elitom. Relacje zawarte w „Buncie rojstów” stanowią ważne źródło historyczne naświetlające problemy społeczne północno-wschodnich województw przedwojennej Polski. Nie z punktu widzenia dworu szlacheckiego, lecz prostych chłopów, których wprost dotykał bezmyślny państwowy biurokratyzm. Możemy się dziś tymi opisami oburzać, ponieważ nie współgrają one z naszymi wyobrażeniami o utraconej krainie powszechnej szczęśliwości, jednak uważne oko badacza wykorzysta je do pogłębionej analizy panujących wówczas stosunków.