Emigracja zarobkowa, satyra

Z lechickiej Parany. Polacy w Brazylii w świetle relacji Romana Dmowskiego [4/5]

Autor:Mateusz Werner

Kwestia parańska jest kwestią w całym tego słowa znaczeniu poważną, zasługującą na to, żeby się nią blisko zająć, tym bardziej więc nie powinniśmy sobie pozwalać na lekkomyślne otrębywanie zwycięstw niedokonanych, ani na bezpodstawny pesymizm[1]pisał przywódca obozu narodowego. Gdzie widział jasne, a gdzie ciemne strony polskiego osadnictwa w Brazylii. Jakie stawiał przed nim wyzwania?

[1] R. Dmowski (Skrzycki), Z Parany. I., „Przegląd Wszechpolski”, 1900, nr 2, s. 112.


Praca będąca częścią kolekcji Museu Paulista w USP (Universidade de São Paulo). Kolekcja João Baptista de Campos Aguirra. Źródło: Wikimedia Commons

W kolejnym ze swoich listów z lutego 1900 r. Roman Dmowski pochylał się stricte nad tematem polskich wychodźców oraz nad warunkami, w których przyszło im organizować swoje życie za oceanem. Jest to niejako wstęp i przypomnienie pewnych informacji czytelnikom przed przejściem do wątków generalnych oraz podsumowania w ostatniej korespondencji (maj 1900).

Stare i nowe osady

Ta kwestia była przypomnieniem dla czytelników, którzy już wcześniej mogli się zorientować, iż tzw. stare osady tworzyli głównie polscy emigranci z Prus, natomiast nowe to przybysze z pozostałych dwóch zaborów. Ci pierwsi nie przypłynęli do Brazylii nie będąc jeszcze zahartowanymi niemieckim Kulturkampfem, co miało swoje znaczenie dla polskiej emigracji w Parania. Dlaczego?

Ten „pruski” osadnik nie przeszedł więc tego ognia, który dał masom narodową świadomość i zahartował je w spójnej obronie przeciw wrogom. Przy­szedł on tu na hasła narodowe obojętny – kontynuował Dmowski – z mową polską silnie skażoną wpływem niemczyzny, niemniej przeto położył poważny fundament pod osadnictwo polskie, zbyt bowiem górował kulturą nad otoczeniem brazylijskim, by poddać się jego wpływowi, a religijność i nawyknienie do mowy ojczystej w kościele nakazały mu zacząć od dzieła zbiorowego, od zbudowania polskiego kościoła[1].

Nowe osady to rzecz jasna fale emigracyjne z ostatniej dekady XIX w., czyli królewiacka i galicyjska. Z tą pierwszą, zauważał Dmowski, przybyło także sporo Poznańczyków orazreprezentacja Podlasiaków (powiat bielski z guberni grodzieńskiej. Część z nich osiadła po miastach[2], a reszta zaczęła tworzyć liczne kolonie[3].


[1] R. Dmowski (Skrzycki), Z Parany. II., „Przegląd Wszechpolski”, 1900, nr 3, s. 172.

[2] Wyliczając za autorem listów: Rio de Janeiro, Sao Paulo, Santos, Porto Allegre, Kurytyba i inne.

[3] Wśród tych największych wskazywał Rio Claro, Lucenę, Mateusza (S. Matheus) i in. Dla fali galicyjskiej wspominał, że jej emigranci zapełnili prawie wyłącznie najnowsze osady: Prudentopolis (czyli S. Joao de Capanema — największa bodaj z osad parańskich), Antonio Olyntho, Castelhano (czyli Santos Andrade) Jangadę i in, patrz: R. Dmowski (Skrzycki), Z Parany. II…, s. 173

Emigracja z Królestwa Polskiego w latach od 1890-1905 r., 1907. Źródło: polona.pl

Różnice między osadami to także kwestia geograficzna. Starsze osady lokowane głównie w okolicach Kurytyby miały z nią dobre połączenie drogowe i mogły sprzedawać swoje płody rolne za gotówkę. Późniejsi osadnicy zajęli o wiele lepsze grunty, ale oddalenie od centrów gospodarczych powodowało, że ich gospodarstwa na czas wizyty Dmowskiego ciągle przedstawiały się dość pierwotnie (bazowały na wymianie towarowej). Niekoniecznie musiało to wpływać na samoocenę swojego położenia przez polskich emigrantów. Co prawda, ciężką praca w innych warunkach przyrodniczych, nie powodowała przyrostu pieniędzy. Ponadto wielu z nich ciągle mieszkało jeszcze w nędznych budach, które dostali lub zbudowali sobie na początku, odziewają się licho i jedzą gorzej o wiele od starych osadników. Wskazywał jednak Dmowski na dodatnie strony ich położenia: Niemniej przeto żyją o wiele lepiej, niż nasz chłop w Polsce, i przyznają to chętnie. »W Polsce — powiadają — to człek kurkę wyniósł i sprzedał, a tu niema komu sprze­dać, to się zje często gęsto«[1].

Opinie oczywiście bywały różne, gdyż społeczność polska w Parania była zróżnicowana, do czego dochodziły ważne w każdym przypadku kwestie osobowościowe. Przywódca Ligi Narodowej słyszał zatem wiele skarg na los emigranta w Brazylii, zarówno wśród starszych i nowszych przybyszy. Niektórzy wyrażali chęć powrotu na ziemie ojczystą, gdyby mieli na to środki finansowe, ale ogół raczej przyznawał, że jest im lepiej niż w Europie, okraszając to równolegle znanym powszechnie i dziś utyskiwaniem. Warto przytoczyć zatem dłuższy fragment tej relacji:

Jeden mówi: »Więcej się tu człek na­pracuje, ale przynajmniej zje, jak się należy i głodu nie zazna«; inny »zawsze lepiej na swoim być, niż pod panem służyć«; są wreszcie tacy, którym tutejsza wolność polityczna smakuje. Każdy przy tym na coś się uskarża: jeden na to, »że tu rządu, ani porządku nijakiego nie­ma, że na sądy brazylijskie nic liczyć nie można«; inny, że »tu ziemia nie ta, co w Europie, nie wyda tak, jak tamta«; inny jeszcze, że »ludzie tu się strasznie rozpuścili«. Pomimo skłonności ogólnej nie tylko ludu, ale całego naszego narodu do narzekania, często można spotkać tu ludzi, którzy z dumą wskazują na swój obecny dostatek, chwaląc się słusznie, że z Europy bez grosza przyszli[2].


[1] Ibidem, s. 174-175.

[2] Ibidem, s. 175.

Emigracja zarobkowa, satyra, 1888. Źródło: polona.pl

Parański raj na Ziemi?

Takie wrażenie tworzyły liczne opisy publicystyczne tego brazylijskiego stanu, z którymi spotkał się Dmowski jeszcze przed swoją wyprawą przez Ocean Atlantycki. Tymczasem jednostronna prezentacja Parany jako pięknej, wspaniałej do osadnictwa krainy była dla niego nieporozumieniem. Ona budziła już podejrzenia nawet bez wyjazdu do Brazylii, z uwagi na istnienie wielu poważnych opracowań w literaturze europejskiej, z którymi takie laurki nie wytrzymywały próby. Tym bardziej wychodziło to na jaw, kiedy – tak jak Dmowski – badało się sprawę na miejscu.

Dla jej zdiagnozowania redaktor „Przeglądu Wszechpolskiego” opisał poszczególne zasoby i uwarunkowania naturalne Parany: bogactwa mineralne, potencjał gospodarki leśnej, urodzajność ziemi, tutejszą paszę, możliwość aklimatyzacji roślin, sam klimat i kilka innych zagadnień. Do każdego z nich, zdaniem Dmowskiego, należy podchodzić ambiwalentnie. Ten szerszy opis, który sam w sobie może być świadectwem biologicznego wykształcenia naszego bohatera, pozwolił odnieść się do podstawowego dylematu. Zarysowując dość wszechstronnie obraz tej krainy stwierdzał: Parana nie jest ani najpiękniejszym, ani najlepszym kątem kuli ziemskiej, że pod wzglę­dem rolniczym, dla wychodźcy naszego najważniejszym, nie przedstawia warunków idealnych[1].   

Pisał Dmowski o tym w swoim liście nie tylko dla samego wyrażenia pewnego poglądu, lecz niejako dla skarcenia i „ostudzenia” tych czytelników i rodaków, którzy obwieszczali, iż Parana jest wspaniałą krainą lub takowej oczekiwali.


[1] Ibidem, s. 180-181.

Kurytyba widziana ze szczytu Wolnego Uniwersytetu Środowiska (Unilivre), 2006. Źródło: Wikimedia Commons

Czy oczekiwanie, że taka piękna „parcela” pozostawiona na globie niemal wyłącznie dla polskiej emigracji było racjonalne? Takie podejście zdaniem Dmowskiego zakrawało o śmieszność z co najmniej z kilku powodów. Nie można było bowiem oczekiwać, że po kilku stuleciach aktywności kolonizacyjnych ludów europejskich, w czym Polacy nie licząc ostatnich kilku dekad nie brali udziału, właśnie nam ostanie się najlepszy kawałek powierzchni Ziemi. Zresztą, co zaznacza Dmowski, polscy włościanie rozkoszy nie zaznawali również u siebie, żeby ich oczekiwania miały być nadto wygórowane. W Paranie czeka każdego praca i to nie lekka, ale przynajmniej za tę pracę ma chleb i coś na dodatek do tego chleba. Była to o tyle korzystna różnica, że w europejskiej ojczyźnie przy dużym zagęszczeniu ludności i głodzie ziemi, zarobki bywały nędzne, praca nie wystarczała na odpowiednią ilość chleba lub tej pracy nie było.

Ponadto polityk Narodowej Demokracji zwracał uwagę, że wychodźstwo z Europy to zjawisko wielu narodów, które rywalizowały i rywalizują ze sobą w Nowym Świecie szukając najlepszej przestrzeni. Pytał zatem retorycznie: Czyż biedny, ciemny, zahukany, nie umiejący się organizo­wać nasz chłop wytrzymałby współzawodnictwo i opanował kraj, do któregoby się tłoczyli inni? Zaistnienie zwartej masy polskiego żywiołu w Paranie, to zatem bardziej zasługa niedoskonałości tej krainy niż jej dobrych stron. Mimo wszystko sprawa to, że nasz pracowity przyzwyczajony w kraju do nędzy, chciwy na ziemię, umiejący byle czem się obywać, nie potrzebujący jeszcze na wieczór lampy do czytania gazety, chłop polski żyje tu i cieszy się, że mu lepiej niż w Europie[1].


[1] Ibidem, s. 181.

Plakat pamiątkowy z 1991 r. upamiętniający 120. rocznicę polskiej imigracji do Kurytyb. Źródło: Wikimedia Commons

Dmowski wyraźnie stwierdzał, że polski emigranci zyskali materialnie na przeniesieniu się do Brazylii. Nie potwierdzał jednak opinii zaangażowanych w biznes emigracyjny lub publicystycznych pięknoduchów, którzy roztaczali nad Paraną aurę ziemi obiecanej czy krainy płynącej miodem i mlekiem. Jego puenta była jasna: Są lepsze ziemie na naszej planecie, choć Parana nie na­leży do kategorii najpodlejszych. A nie trzeba zapominać, że na bar­dzo kiepskich ziemiach wyrastały i żyły bardzo porządne ludy[1].

Czy polską społeczność czekała porządna przyszłość? Czy groziło jej wynarodowienie? C.d.n.


[1] Ibidem, s. 175-176.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Skip to content