Pod koniec maja przedstawiciele Stowarzyszenia Odra-Niemen wzięli udział w Festiwalu Polska Wiosna w Mołdawii. Przy okazji tego wydarzenia nasi członkowie spędzili kilka dni w Kiszyniowie oraz innych miastach Mołdawii. Dla większości z nas była to pierwsza wizyta w tym kraju. Zapraszam na naszą osobistą relację ze spaceru po mołdawskiej stolicy.
Dwa okna i dwa światy
Zacząć należy od pierwszych chwil w Mołdawii i specyficznego doświadczenia. Do Kiszyniowa dojechaliśmy późno w nocy. Jedyne co widzieliśmy po drodze to ciemność, za to odczuliśmy niezbyt równe drogi mołdawskie. Rano po przebudzeniu, przywitał nas osobliwy widok. Okna naszego hotelowego apartamentu wychodziły na dwie różne strony budynku. Za jednym oknem widok był niemal jak w krajach śródziemnomorskich, rozległy lekko pagórkowaty pejzaż z niskimi roślinami rodem z Chorwacji. Natomiast widok z drugiej strony ukazywał wielkie blokowisko z epoki Chruszczowa lub Breżniewa. Dwa okna prezentowały dwa różne światy. Właśnie taki jest Kiszyniów. Jak to skwitował jeden z kolegów: „Z jednej strony Chorwacja, z drugiej przedmieścia Moskwy”

Targowisko z minionych lat
Po opuszczeniu naszego lokalu ruszyliśmy do centrum, korzystając z luźniejszego czasu, aby zwiedzić miasto. Podczas jazdy w oczy rzucała się nerwowość tutejszych kierowców, którzy uwielbiają trąbić. Zresztą cały ruch na drogach w sporym stopniu polega na zasadzie „kto silniejszy ten pierwszy”. Ogółem panuje większy chaos niż u nas i trzeba się mieć na baczności, głównie w godzinach szczytu. Po dotarciu do centrum przez dobre pół godziny szukaliśmy miejsca do parkowania. Kiedy nareszcie się udało w pierwszej kolejności udaliśmy się do kantoru. Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się z lejami mołdawskimi, w Polsce ciężko nawet znaleźć kantor, który wymieniałby tę walutę. Po zdobyciu lejów postanowiliśmy zwiedzanie zacząć od nietypowego dla turystów miejsca- targu.
To, co tam zobaczyliśmy przypominało Polskę sprzed ponad trzydziestu lat. Cały towar wyłożony był gdzie popadło, na zwykłych kartonach. Wszystko na świeżym powietrzu i niezabezpieczone przez owadami itp. Na dziale mięsnym były dosłownie wszelkie możliwe części świń czy krów. W części rybnej natomiast akwaria z różnymi gatunkami ryb były wypełnione do tego stopnia, że woda się wylewała, a jedna ryba wypadła na chodnik na naszych oczach. Lepiej wyglądała cześć z odzieżą lub owocami. Tam przypominało to niektóre targowiska do dzisiaj spotykane w Polsce. Targowisko rodem z minionych lat dziewięćdziesiątych.

Rozmodlona prawosławna świątynia
Po ciekawych przeżyciach na targu, ruszyliśmy do ścisłego centrum. Bardzo ładnie wyglądała promenada spacerowa biegnąca między innymi przez duży park naprzeciwko budynku rządu i Łuku Triumfalnego. Uwagę zwracały liczne flagi Unii Europejskiej. Aspiracje zachodnie Mołdawii są w stolicy mocno widoczne. Po zjedzonym obiedzie poszliśmy na centralny plac. Na jego środku stoi główna cerkiew prawosławna Kiszyniowa, czyli Sobór Narodzenia Pańskiego. W środku akurat odbywał się prawosławny chrzest. Chłód świątynnego wnętrza oraz religijna zaduma mocno kontrastowały z gorącym i rozpędzonym miastem otaczającym ją ze wszystkich stron. Rozmodlona prawosławna świątynia pozwoliła nam na chwilę wypocząć i zmienić otoczenie.

Park za Stefanem Wielkim
Po opuszczeniu Soboru ruszyliśmy pod wspomniany Łuk Triumfalny. Powstał on, aby upamiętnić przejęcie tych ziem przez Rosjan z rąk Turków. Łuk jest jednak dość niewielki i zupełnie nie można go porównywać do podobnych budowli np. w Paryżu. Po obejrzeniu Łuku przeszliśmy na drugą stronę szerokiej ulicy pod pomnik Stefana III Wielkiego, hospodara mołdawskiego z przełomu XV I XVI wieku. Poza pomnikiem jego wizerunek znajduje się chyba na wszystkich papierowych lejach mołdawskich. Za pomnikiem znajduję się przepiękny park imienia oczywiście Stefana Wielkiego. W parku zrobiliśmy dłuższą przerwę. Jest on naprawdę urokliwy i pozwala odpocząć od gorącego kiszyniowskiego powietrza. W drodze powrotnej do samochodu niespodziewanie spotkaliśmy… pomnik rzymskiej wilczycy karmiącej Romulusa i Remusa. W mołdawskiej stolicy znajduje się symbol miasta Rzym. Bardzo ciekawe i niespodziewane odkrycie.

Dworzec – dar Stalina
W drodze powrotnej ze zwiedzania centrum zajechaliśmy jeszcze na główny miejski dworzec, który jest polecany przez przewodniki turystyczne Kiszyniowa. Akurat trafiliśmy na popołudniowe korki, więc przeprawa przez miasto nie należała do najłatwiejszych. Nasz kierowca musiał wykazać się bardzo dużym talentem. Po dotarciu na miejsce rzeczywiście dworzec okazał się bardzo ładnym architektonicznie budynkiem, a do tego okazało się, że jest darem Stalina dla, niegdyś sowieckiego Kiszyniowa. Można powiedzieć, że poczuliśmy punkt wspólny z warszawskim Pałacem Kultury i Nauki.
Urok blokowisk na przedmieściach
Ten dzień zakończyliśmy na przedmieściach Kiszyniowa, pełnych postkomunistycznych blokowisk. Na jednym z takich osiedli cała ekipa Odry-Niemen zajęła się składaniem paczek dla rodaków. Wszystko odbywało się w garażu należącym do prezes Stowarzyszenia Polska Wiosna w Mołdawii. Wspólnymi siłami praca szybko poszła, a następnie zanieśliśmy paczkę starszej Pani mieszkającej niedaleko. Spacer po osiedlu przypomniał mi moje dzieciństwo. Ten sam urok ludzi żyjących razem, spędzających ciepły wieczór pod blokiem. Dzieci bawiące się beztrosko i dorośli siedzący w cieniu. Odkryłem w tym z pozoru szarym blokowisku osobliwy urok blokowiska na przedmieściach. Prawdziwym zwieńczeniem tego był widok zachodzącego słońca, widziany zza wspomnianego garażu, znajdującego się na wzniesieniu z widokiem na całe miasto. Kiszyniów potrafi być naprawdę piękny. Tak właśnie zakończył się nasz całodniowy spacer po stolicy jednego z najmniejszych krajów Europy.









